Lubię śnieg. Bardzo podobają mi się zdjęcia z motywem zasypanych drzew, drewnianych chatek, na tle gór. Nie wyobrażam sobie Świąt Bożego Narodzenia i wstępowania w Nowy Rok bez ulic zasypanych białym puchem. Co prawda nie jestem czempionem sportów zimowych, ale mało rzeczy sprawia mi tyle radości co zjazd na sankach z okazałej górki. I jeszcze czerwone wino smakuje jakoś lepiej, gdy za oknem leniwie pada śnieg... Zima tak jak moja ukochana wiosna, ma swoje uroki, ale na dłuższą metę bywa po prostu męcząca. Pierwsza połowa marca dobiega końca, a ja grzęznę w zaspach po kolana, zirytowana, wciąż zmęczona i ciągle gdzieś spóźniona, z domu do pracy, z pracy do domu, a w domu Kongo innego rodzaju.
Zanim zamieszkałam z Cholerykiem, byłam przeświadczona, że wspólne mieszkanie jest dobre.
Uważałam, że dzięki wspólnemu mieszkaniu, można drugą osobę poznać "na wylot". W końcu widzi się ją w różnych sytuacjach, obserwuje reakcje, dzieli się obowiązki, problemy, a ja zauważyłam, że wspólne pokonywanie trudności cholernie zbliża... Prawie tak dobrze, jak dobry seks.
Myślałam, że nie ma nic cudowniejszego jak wrócić do domu, w którym czeka na Ciebie Twój mężczyzna z ciepłą herbatą, przytulić się do niego, i tak zwyczajnie, w ciepłych bamboszkach, obejrzeć razem telewizję. I nic bardziej mylnego, o ile Twój mężczyzna ma dobry humor, jest wypoczęty i nic go nie boli. W przeciwnym razie istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zamiast herbaty może być solidny opieprz, który kobieca strona mocy rozdmucha na potęgę mówiąc to, czego nie powinna, co w rezultacie zostanie zwieńczone fochem do końca dnia. W większych porywach do końca tygodnia.
Leci nam trzeci miesiąc wspólnego mieszkania, i ... w sumie już po drugiej części poprzedniego akapitu, możecie się domyśleć, że życie zdążyło zweryfikować moje przeświadczenia. ;)
Udowodniło mi, że codzienność w niczym nie przypomina reklamy płatków śniadaniowych, w której piękna ona i przystojny on, tanecznym krokiem przemierzają drogę z sypialni do kuchni, pokazując te swoje obrzydliwie ładne, śnieżnobiałe ząbki, i w której żadne z nich nie siorbie przy jedzeniu, ani nie puszcza bąków po. Udowodniło mi, że rzeczywistość w niczym nie przypomina brazylijskiego tasiemca, w którym pomimo przeciwności losu, dobro zawsze zwycięża, a Ci którzy są w sobie naprawdę zakochani, z całą pewnością w jednym z ostatnich odcinków, nawet gdy będzie to odcinek 123456789987654321, sparują się, i będą żyli długooo i szczęęęśliwie. Bez pryszczów, bez sterty naczyń do mycia, bez brudnych skarpet pod łóżkiem, i bez - gdyby sobie sprawili szczeniaczka - śmierdzącej kupy w ogródku.
Wspólne mieszkanie jest trudne. Oglądanie tej samej twarzy dzień w dzień jest ciężkie do zniesienia, pomimo że owa twarz, to jedna z najbliższych twarzy na świecie Twojemu sercu. W rzeczywistości, czasem nawet nie chce Ci się do własnego domu wracać, i
gdyby nie ten śnieg, to poszłoby się na ławkę do parku i poczytało
książkę.Wspólne pokonywanie problemów a i owszem, zbliża. Jednak gdy nieszczęścia chodzą za Tobą stadami, ciągnąc za sobą gromadę problemów, to zanim wyjdzie się z tego kazusu i tym samym umocni więź, to na dobrą sprawę, gdy jedno z dwojga ma tendencję do łatwego odpuszczania, związek zdąży się rozdupczyć po drodze do sukcesu. Dlatego powinno być jak najwięcej dobrego seksu, ale jak rozpalić żar namiętności w stosunku do człowieka, z którym przed godziną prawie pozabijało się przy pomocy noża kuchennego i patelni ?
Choleryk był przez 4 tygodnie na urlopie, a ja jeszcze nie ochłonęłam. Za jakiś tydzień zacznę zapewne psioczyć, że mijamy się w drzwiach...